Nami |
Wysłany: Sob 21:49, 18 Lis 2006 Temat postu: Opowiadanie - "Kto walczy..." |
|
„Kto walczy z potworami powinien uważać by samemu nie stać się potworem”
- Zostawcie ją! – krzyknął blondyn parując atak mieczem.
- Niby, czemu? Przecież i tak umrze! – odrzekł mężczyzna z wrednym uśmieszkiem na twarzy zadając kolejny cios.
- Niekoniecznie! – biały anioł uniknął ostrza miecza i kontratakując wytrącił broń przeciwnikowi. Ten tylko spojrzał na leżący nieopodal miecz z zezłoszczoną miną.
- Niech Cię szlag, Chris! – krok w tył – I tak umrze, czy tego chcesz czy nie! – czarny anioł wzniósł się na swoich skrzydłach i zniknął.
- Doktorze czy z Ann już wszystko porządku? – spytała zapłakana kobieta stojąc przy łóżku gdzie leżała dziewczynka.
- Tak. Atak już ustąpił.
- Dzięki Bogu…nie przeżyłabym gdybym straciła jeszcze ją. Wystarczy, że mój syn…-kobieta zakryła usta dłonią i zaczęła szlochać.
- Niech Pani się nie martwi. Ann ma chyba swojego anioła stróża –objął kobietę jedną ręką i wyszli.
Chłopak o blond włosach i błękitnych oczach stanął naprzeciwko łóżka 16-letniej Ann.
-„Nie pozwolę Cię im zabrać” – powiedział w myślach po czym rozłożył skrzydła i wyleciał przez otwarte okno.
- Ni…nie…nie rób tego… - tylko te słowa dało się słyszeć z ust dziewczynki, gdy anioł zniknął.
Księżyc dawał delikatne światło wpadające przez okno do szpitalnego pomieszczenia. Gdyby nie ono byłoby tu zupełnie ciemno. Dziewczynka otworzyła leniwie oczy. Przechyliła delikatnie głowę w kierunku okna. Padał śnieg. Puchate płatki zimy wpadały pojedynczo przez okno by po chwili roztopić się.
- Ch…Chris,…Dlaczego? – wyszeptała ledwo przytomna po czym samowolnie zamknęły się jej oczy. Ze szpitalnego sprzętu dał się jedynie słyszeć jedno rytmiczny i jednodźwięczny pisk.
-Brawo, mój biały aniołku – w pomieszczeniu przypominającym dużą piwnicę z cienia niecałkowicie wyłonił się bijący brawa, szczupły mężczyzna ubrany na czarno – Świetna robota. A cóż za przedstawienie! – uśmiechnął się złośliwie, po czym się zaśmiał.
- To nie jest śmieszne Jack! Ta niezdara prawie mnie zranił wymachując tym mieczem jak jakieś babsko parasolką! – pokazał ze złością na twarzy na czarnoskrzydlatego, chowając biel swych skrzydeł.
- C…co?! Odwal się Chris! Nie byłeś lepszy z tymi swoimi tanimi tekstami! – powiedział zezłoszczony po czym wyjął miecz.
- Taak? – Chris miał już wyciągać broń kiedy nagle dał się słyszeć z głośników apel.
-„Ekipa sprzątająca proszona jest do administracji.” – rzekł kobiecy głos.
- Ej szefie weź to zmień, bo mnie to dobija! – powiedział czarny anioł leżąc na ziemi.
- Hahahahaha! – zaśmiał się mężczyzna stojący w cieniu gdy obok niego przechodziło trzech aniołów uzbrojonych w garotty w tym samym czarnym stroju i z czarnymi skrzydłami. – Nie panikujcie po prostu znowu mamy problem – szef uśmiechnął się i podszedł do Chrisa obchodząc go dookoła – A powiedz mi…Chris. Jak to jest zabić swoją małą siostrzyczkę? – rzekł zgryźliwie ostatnie słowo szepcząc mu do ucha.
- Odczep się Jack! – syknął strącając jego dłoń z ramienia – Dobrze wiemy obaj, że tam gdzie jest teraz będzie jej lepiej.
- Hy. Zapewne… - odrzekł wrednie Jack po czym pokierował się w kierunku wyjścia - …no cóż Chris. Musze przyznać, że jako biały anioł jesteś dobry w odbieraniu życia innym. Ciekawe czy wszystkich ze swojej rodziny tak skrupulatnie pozabijasz! Hahahaha! – zanim zniknął dało się tylko słyszeć głuchy śmiech dochodzący z oddali.
- Niech Cię szlag Jack…niech Cię szlag… - wyszeptał Chris sam do siebie zaciskając pięści ze złości.
- Ej Chris! Idziesz na lody? – anioł odwrócił się za siebie i zobaczył piątkę czarnych aniołów z lubieżnymi uśmieszkami narąbanych w trzy krzyże.
- Przecież jesteśmy aniołami nikt nas nie widzi! Weźcie lepiej poszukajcie pracy i nie zawracajcie mi dupy swoimi durnotami! Na lody – powtórzył z niedowierzaniem – I która budka o godzinie 23 jest niby otwarta?!
Czarnoskrzydlaci popatrzyli po sobie i wybuchli śmiechem. Jeden z nich był tak pijany, że zemdlał i przerąbał czołem w krzesło. Reszta popatrzyła na niego z rozbawionymi minami.
- No to Shon nie doczeka się swojego loda – rzucił jeden z nich komentarzem.
- Słuchaj no, nasz kochany, biały aniołku. Po pierwsze nie chodziło nam o takie „lody” – na twarzy Chrisa pojawił się niezidentyfikowany obiekt w postaci rumieńca – A tak po drugie to pamiętaj, że nie jesteś już tam u siebie w niebie. Tutaj możemy przybierać postacie ludzkie kiedy chcemy. Szef i tak ma to w dupie! On to się chędoży, co chwilę. – drugi rumieniec – I nie czerwień się tak! Hehe. To, co? Idziesz z nami? Naprawdę możesz zrzucić te skrzydła i bawić się!
Chris zamyślił się.
- Nie, ale dzięki za informacje – odwrócił się i pokierował się ku wyjściu – Aha. I kolega wam chyba krwawi. – Wszyscy czterej spojrzeli z wyrazem twarzy „że co ty pierdolisz?” a następnie obejrzeli się za siebie.
- O kurwa Shon! Nudzi Ci się?
Chris wyszedł z półmroku by pojawić się na niezbyt w tym momencie jaśniejszej ziemi. Zrzucił z siebie skrzydła i ruszył w kierunku jakiejś uliczki. Wszędzie wokół siebie czuł rozpustę i zło. Mimo tego nie mógł się tego czepiać. W końcu sam nie był lepszy.
- Przepraszam, czy może wie Pan, która godzina? – spytał kobiecy głos zza jego pleców. Chris odwrócił się za siebie, ale nikogo nie było. Gdy chciał iść dalej tam gdzie podążał przed jego oczami ukazała się rudowłosa dziewczyna.
- Viktoria?! Co ty tu…! – zaskoczony nie zdążył dokończyć zdania gdyż dziewczyna delikatnie przystawiła mu swój mały paluszek do jego ust.
- Cii…przestań! Nie widzisz, że jestem tu nielegalnie? – wyszeptała – Chodź, porozmawiamy sobie – złapała go za rękę i zaciągnęła do opuszczonej, pobliskiej stacji paliw.
- No dobrze tu jesteśmy bezpieczni. Co chciałaś mi powiedzieć Viki? – spytał delikatnie stając naprzeciwko niej gdzieś między sklepowymi półkami, w pustym, ciemnym pomieszczeniu.
- Tęskniłam za Tobą, Chris – anielica rzuciła się w ramiona Chrisowi.
- Ja za Tobą też… - anioł odwzajemnił uścisk jednak Viki odsunęła go od siebie na chwilę i zanurzyła się w głębi jego błękitnych oczu.
- Naprawdę?
- Tak…moja biała anielico – Chris uśmiechnął się i obdarzył Viki namiętnym pocałunkiem by następnie ten pocałunek połączył ich w rozkoszy pełni księżyca.
- Powiedzieliście mu? – zapytał Jack pięciu aniołów
- Shon rozwalił sobie głowę – rzekł jeden z nich.
- Nie obchodzi mnie to! – wrzasnął Jack i szybkim ruchem rapiera odciął głowę Shonowi – Pytałem, czy już wie?!
- Tak szefie…już wie – rzekł przerażony dając krok w tył.
- To świetnie. Na pewno już zrzucił skrzydła – uśmiechnął się złośliwie po czym rzekł do kruka – Black. Śledź go – kruk wzniósł się w powietrze i wyleciał z siedziby. Jack pstryknął palcami.
- „Ekipa sprzątająca proszona jest do administracji” – dał się słyszeć głos kobiecy, a następnie krzyki czterech mężczyzn, konających za uciskiem garotty.
Chris obudził się na podłodze zupełnie sam. Jedyną rzeczą jaką miał na sobie były białe skrzydła. Szybko założył na siebie ubranie i wyszedł. Na dworze świtało. Rosa okrywająca trawę zamieniła się w szron. Zapiął ostatni guzik w swoim płaszczu i poleciał do swojej siedziby.
- Ooo Chris…jak miło Cię widzieć – rzekł Jack.
- Bez tych czułości. Pewnie znów ktoś jest na skraju życia i śmierci?
- Nie, biały aniołku. Tylko na skraju śmierci. Szpital Host. Kobieta. Sala numer 44c.
Chris kiwnął lekko głową i zniknął.
- Żegnaj biały aniele – powiedział, gdy ten odleciał po czym wybuchnął śmiechem.
Tymczasem w szpitalnej Sali leżała na łóżku nieprzytomna kobieta z bandażami na rękach.
- Co mamy?
- Prawdopodobnie próba samobójcza. Po utracie syna i córki próbowała się zabić. Podcięcie żył.
- Da się coś zrobić?
- Nie wiem. Straciła dużo krwi, ale próbujemy. – lekarze wyszli z pomieszczenia. Biały anioł szedł w kierunku łóżka z podniesionym mieczem.
- Czas umrzeć… - rzekł po czym miał już wbić miecz w ciało kobiety gdy nagle dostrzegł na jej twarzy znajome rysy.
- Mama? – mruknął sam do siebie po czym zrobił cztery kroki w tył – Nie…to nie możliwe – na jego twarzy malowało się przerażenie a w jego oczach stanęły małe iskierki strachu.
- Chyba nie wymiękasz, Chris? – usłyszał za sobą znajomy, drwiący głos
- Jack… - powiedział do siebie i odwrócił się - …zaplanowałeś to! Wiedziałeś, że nie zabije własnej matki!!
- Czemu nie, Chris? Przecież tam gdzie pójdzie będzie jej lepiej. Nie pamiętasz? – uśmiechnął się wrednie – Poza tym, chyba nie zdradzisz mnie tak jak najwyższego Pana Życia, hym?
Biały anioł zacisnął pięści ze złości i dobył miecza.
- Chyba śnisz!
- Tak myślałem. Ale jestem na to przygotowany – Jack pstryknął palcami i zaraz przed nim stanęło trzech czarnych aniołów – Zabić.
Czarnoskrzydlaci rzucili się w kierunku białego anioła. Chris bronił się i atakował. Miotali się pa całej Sali. Blondyn był tak zły, że nie dawał za wygraną. Wydawało się nawet, że ma przewagę.
- Chris… - wyszeptała kobieta ledwo dysząc.
- Mamo? – Chris zdezorientowany słowami kobiety zamyślił się na sekundę. I to wystarczyło. Jeden z mieczy trzech aniołów utkwił mu między żebrami, drugi w podbrzuszu zaś trzeci, ostatni w sercu. Białe skrzydła anioła zaczęły nagle ciemnieć. Opadł on bezwładnie na ziemie. Leżąc ugodzony w trzech miejscach zobaczył nad sobą Jacka’a.
- No widzisz. Mamusia nie mówiła by nie bawić się ostrymi rzeczami? – kucnął nad Chrisem i westchnął – Dlaczego nie posłuchałeś swojej anielicy, co? – szef sięgnął ręką do kieszeni jego płaszcza i wyjął z niego kartkę po czym rozłożywszy ją odczytał na głos - „Uważaj na siebie Chris…proszę wróć do nas. Będziesz miał swój czas na bycie czarnym aniołem. Kocham Cię. Viki”. Czyż to nie urocze? – rzekł wrednie Jack, zgniótł kartkę i rzucił ją w twarz Chrisowi.
- A…a…ale…co to miało znaczyć? – spytał gdy oczy zaczęły zachodzić mu mgłą.
- Nie rozumiesz? Każdy anioł idzie do piekła… - to były ostatnie słowa, które trafiły do anioła. Jego skrzydła zrobiły się czarne. Pióra niegdyś gołębie stały się krucze.
- „Dlaczego nie ostrzegłeś mnie na samym początku Panie? Dlaczego?” – spytał już w myślach.
- „Ostrzegałem”.
- „Ale kiedy? Nic takiego mi nie rzekłeś.”
- „Mówiłem Chris, ale nie słuchałeś.”
- „ Niby, co? No co mi mówiłeś?!”
- „Kto walczy z potworami powinien uważać by samemu nie stać się potworem…”
05.11.2006r. godz. ok 22.40 |
|